niedziela, 26 kwietnia 2015

. . .

- Nigdy nie przyzwyczaję się do tej temperatury - westchnęłam, wchodząc do kuchni.
- Mieszkamy tu od dziesięciu lat, czas najwyższy żebyś się przyzwyczaiła - odparł mój mąż, nie podnosząc wzroku znad garnka, w którym gotował zupę na obiad. - Nakarmiłaś kury? - spytał.
- Tak - odpowiedziałam, a on odwrócił się w moim kierunku i się roześmiał. - Co jest takie zabawne?
Namoczył ścierkę i mi ją podał.
- Masz twarz całą brudną od ziemi - wyjaśnił, po czym wrócił do gotowania. Ja wytarłam twarz, wypłukałam ścierkę i usiadłam na krześle.
- Już?
- Już - uśmiechnął się.
- Była jakaś poczta?
- Nie, a czekasz na coś?
Nie odpowiedziałam. Zawsze czekałam. Zawsze miałam nadzieję, że nasz syn się skontaktuje. Adres mógł zdobyć bez najmniejszego problemu, nic nie stało na przeszkodzie, aby napisał. Nic, poza różniącymi nas poglądami.
Artyom położył rękę na moim ramieniu ze zrozumieniem. Też to przeżywał, może nawet bardziej niż ja, ale starał się tego nie okazywać. Jednak w tym jednym geście, powtarzanym codziennie po tym, gdy pytałam o pocztę, wyrażał się cały jego smutek oraz cały wysiłek, jaki wkładał w to, aby się jakoś trzymać - dla mnie, dla naszych dzieci.
- Jak to się w ogóle stało? - spytałam. - Miało być tak pięknie. Pamiętasz, jacy byliśmy szczęśliwi?
- Przecież teraz też jesteśmy szczęśliwi - uśmiechnął się łagodnie. - Ja też wyobrażałem sobie to całkiem inaczej, ale uwierz mi, gdybym miał możliwość wypowiedzenia trzech życzeń, wykorzystałbym tylko jedno z nich, mówiąc, że chcę, aby nic się nie zmieniło.
- No widzisz, ja poprosiłabym o nieco chłodniejszy klimat - zażartowałam, usiłując rozluźnić atmosferę.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a po chwili do pomieszczenia wszedł Ilia, nasz przyjaciel, który wprowadził się do sąsiedniego domu dwa lata po nas.
- Słyszeliście już? - spytał, nie witając się nawet.
- Co się stało, towarzyszu?
- Artyom, przestań - Ilia oburzył się. - Nie jesteśmy już w Rosji, nie mamy po dwadzieścia lat. Próbuję żyć tu sobie spokojnie, a ty musisz mi przypominać o przeszłości za każdym razem, gdy się widzimy. Czyli codziennie. Mam tego odrobinę dosyć.
- Musisz mu wybaczyć, do mnie też zwraca się w ten sposób - westchnęłam, chcąc uspokoić sąsiada. - Zostaniesz na obiedzie?
- Nie, nie mogę. Muszę przekazać wieści kilku innym osobom.
- No dobrze, ale co się właściwie stało? - spytał mój mąż.
- Stalin dogadał się z Hitlerem i zaatakował Polskę.
- Dlaczego nawet mnie to nie dziwi... - westchnął Artyom, siadając obok mnie. - No nic, nie będziemy cię zatrzymywać. Dziękuję.
- Co teraz będzie z naszym synem? - spytałam retorycznie, gdy Ilia wyszedł. - Poślą go na front. Przecież on może zginąć - poczułam napływające do oczu łzy i zaczęłam intensywnie mrugać, nie chcąc się rozpłakać.
Artyom tylko złapał mnie za rękę, nic nie mówiąc.

1 komentarz: